Pani Minister, Panie Komendancie, Szanowni Państwo. Jeśli powiem, że początki były trudne – będzie to truizm. Jeśli powiem, że bardzo trudne, to i tak wszyscy, którzy podejmują pracę społeczną wiedzą o czym mówię. W takim razie postaram się skupić na entuzjazmie. Tym bardziej, że dzięki cennej inicjatywie Pana Prezydenta mam w tej chwili swoje 3 minuty, żeby do Państwa mówić…
Kiedy mieszczuch znajdzie się w lesie to, albo krzyczy i śmieci, albo w ciszy i zachwyceniu kontempluje przyrodę. My należeliśmy do tych drugich, kiedy podjęliśmy przed laty niezwykle ryzykowną decyzję o spędzeniu drugiej części dorosłego życia poza wielką aglomeracją miejską. Z pomocą rodziny i niewątpliwie siły wyższej, udało nam się zbudować leśny domek i na jego ganku zadać sobie trudne pytanie: co dalej? Kiedy żegnałam z żalem, przed kilkunastoma laty, ukochany Ursynowski „Dom Sztuki”, w którym niewątpliwie cząstkę swojej duszy zostawiłam, mąż – prezes – obiecał, że w leśnych gębiczyńskich ostępach też mi zbuduje takowy. Żarty żartami, ale od początku marzenie zaczęło się swoiście realizować. Bo oto dzieci wiejskie, wracając ze szkoły piaszczystą dróżką wśród brzóz i sosen zaczęły wstępować do naszego domostwa i pytać, a to o słowniki, a to o lekturę, a to o rozwiązanie trudnego zadania z matematyki lub wypracowania z języka polskiego, a to o pomoc w wyborze tematu pracy dyplomowej… Założenie zatem Fundacji, pierwotnie na rzecz rehabilitacji, a potem rewitalizacji i dokształcania dzieci i młodzieży środowisk wiejskich stało się naturalną konsekwencją tych wcześniejszych, nieformalnych działań. Trzeba było trzech lat, żeby, wychodząc naprzeciw potrzebom ludzi z Gębiczyna i okolicznych miejscowości z otwartym sercem i rękami, przestać spotykać serca zamknięte i ręce wycofane. Nasze plany dotyczące edukacji pozaszkolnej budziły raczej niedowierzanie z podtekstem, że pewnie „to jakiś prywatny interes”. O zachwycie oddolną inicjatywą, nawet w samorządzie, nie mogliśmy marzyć. Jeszcze nie wysypała lawina opracowań na temat potrzeby pomocy rodzinom, a szczególnie dzieciom rodzin tzw. popegewerowskich, a my już wiedzieliśmy i pisaliśmy o tym w prasie lokalnej, że edukacja będzie – w początkowym przynajmniej okresie – na szarym końcu tych potrzeb.
Wychowani na „Janku i Muzykancie”, na „Siłaczce” czy „szklanych domach” wiedzieliśmy dobrze, że trzeba samozaparcia, żeby dotrzeć do ludzi, zbudować pozytywne relacje z nimi i przekonać, że w odległej leśnej osadzie może powstać najlepsze miejsce do spotkań edukacyjnych.
Autorski program „DOM – GNIAZDO” nazwaliśmy „Dobry Dom”. Dobry dom dla nas, to taki, w którym dzieci są podmiotem dobrego wychowania, a rodzice mentorami i przyjaciółmi. Gdzie wnętrze jest urządzone harmonijnie z otoczeniem, gdzie piękno szczegółu cieszy oczy, gdzie jest ciepło, pachnie pastą i dobrym jedzonkiem.
Te nasze przekonania i wyobrażenia legły u podstaw stworzenia programu codziennych nieodpłatnych zajęć edukacyjno-kulturalnych i wychowawczych dla dzieci i młodzieży środowisk wiejskich z terenu Gminy Czarnków, powiatu Czarnkowsko-Trzcianeckiego i wreszcie, w miarę naszych możliwości, z niektórych miejscowości Wielkopolski. A na belce domu napisaliśmy inskrypcję „Hodie mihi – cras tibi” — Dzisiaj mnie – jutro tobie /służy ten dom – czytać należy w domyśle.
Pomysł pomogły i pomagają nam realizować instytucje samorządowe /z ogromnym i mądrym wsparciem Pana Wójta B. Chwarścianka, który dzieci i młodzież szanuje i traktuje po partnersku/, resorty kultury, edukacji, naturalnie wielkie fundacje czy fundusze wspierające edukację na wsi, a przywołam tu przede wszystkim Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, która jako pierwsza dostrzegła nasze starania i kilkakrotnie już udzielała nam pomocy finansowej oraz Nidzicka Fundacja Rozwoju „NIDA” wspierająca ciekawe rozwiązania w sferze nauki j. angielskiego. Rzadziej, ale są też wśród naszych donatorów banki i inne instytucje finansowe, a także zakłady i firmy.
Zakres naszych osobistych przyjaźni i znajomości dotyczy setek wspaniałych ludzi kultury, sztuki, edukatorów. Są oni zasobni w wiedzę, bogate doświadczenia, ale portfele najczęściej mają szczupłe. A w naszej działalności wolontariuszy nie ma wielu. Prezes i ja – owszem. A także stojący obok pan dr Janusz Mokrzycki, nauczyciel i wychowawca młodzieży, niestrudzony popularyzator wiedzy o środowisku leśnym z Zespołu Szkół Leśnych w Goraju, współpracujący z nami zawsze, kiedy tylko o to prosimy.
W tym roku minęło 10 lat pracy naszej organizacji. Mamy dzisiaj – na tak wysokim szczeblu – zaszczyt i przyjemność dziękować wszystkim, którzy dostrzegli bardzo lokalną przecież w założeniu inicjatywę.
W Domu – Gnieździe codziennie małe i większe główki pochylają się nad zadaniami rozwijającymi pamięć, uwagę i koncentrację. Wokół ciemno i chłodno, a we wnętrzu światło i dobro. A gdy tylko nadejdzie wiosna wszyscy pobiegną w las, by szukać tam wiedzy o drzewach, zwierzętach i ludziach i uczyć się pięknie i mądrze mówić mową wiązaną. A my pozostajemy z marzeniami o poważnych środkach pomocowych na remont i przebudowę starej stajni i stodoły, wykupionych z wielkimi wyrzeczeniami od Agencji Nieruchomości Rolnych obiektów, które pomogą nam zrealizować nowe śmiałe pomysły i nowe wyzwania edukacyjne. Jest to o tyle ważne, że przez Gębiczyńskie Gniazdo przechodzi rocznie tysiące dzieci i setki dorosłych.
Staliśmy się potrzebni nauczycielom, którzy przy naszej pomocy realizują tzw. ścieżki międzyprzedmiotowe, i dzieciom, które dzięki naszym zajęciom dużo lepiej się uczą, uczestniczą w wielu inicjatywach kulturalnych, edukacyjnych, no i oddychają powietrzem pozaszkolnym. Mamy nadzieję, że zdążymy zreali-zować założone cele zgodnie z biblijnym przesłaniem, które mówi, że i w starości wydadzą owoc.
Bardzo dziękujemy Panu Prezydentowi RP, Panu Komendantowi Głównemu Policji oraz kapitule Konkursu „Gmina wiejska przyjazna dzieciom” za dostrzeżenie naszych starań i prestiżowe wyróżnienie naszej gminy.
Pozwolę sobie jeszcze cichutko napomknąć, że może warto pomagać tym przybyszom z miasta, którzy mieszkając na wsi, uważają, że szlachectwo ducha zobowiązuje i nie odgradzają się od rdzennych mieszkańców wysokimi płotami. Wiem, że w Polsce jest ich wielu. Alina Wawrzyniak